Muzyka rozrywkowa – Technikolorowy https://technikolorowy.pl Thu, 17 Sep 2020 15:11:42 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.4.6 https://technikolorowy.pl/wp-content/uploads/2019/09/1-150x150.jpg Muzyka rozrywkowa – Technikolorowy https://technikolorowy.pl 32 32 Bloo Crane „Bloo Feelings” | Wytańcz złe emocje https://technikolorowy.pl/bloo-crane-bloo-feelings/ https://technikolorowy.pl/bloo-crane-bloo-feelings/#respond Thu, 06 Aug 2020 17:07:23 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1768 „Jak debiutować, to tylko w dobrym stylu” – najprawdopodobniej pomyśleli Michał i Krzysztof, współtworzący duet Bloo Crane, i – po podpisaniu kontraktu płytowego z Kayaxem – wydali debiutancki album pełen nieprzeciętnego electropopu, którym moglibyśmy się pochwalić na arenie międzynarodowej. Obsypcie się brokatem i rzućcie się w taneczny wir.

Istnie taneczny – na Bloo Feelings nie ma momentów wytchnienia. To album naszpikowany przebojowym electropopem (a że nie lubimy gatunkowych szufladek, warto dodać, że zespół niejednokrotnie je przełamuje). Co ważne, duetowi udaje się utrzymać spójność i pokazać jednocześnie brzmieniową różnorodność, a dobre elektroniczne piosenki przeplatają się z prawdziwymi porywającymi bangerami. Wśród tych drugich na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim singiel Attention, opowiadający o miłosnym zauroczeniu, który jest jedną z najlepszych tanecznych piosenek, jakie wydarzyły się w ostatnim czasie na polskiej scenie muzycznej. Zresztą, swoim albumem chłopaki wnoszą bardzo dużo jakości do tego rodzaju muzyki na naszym rodzimym gruncie, bo ta – przede wszystkim w mainstreamie, a już szczególnie w takim „mainstreamie mainstreamie” – wciąż pozostawia niekiedy bardzo wiele do życzenia.

Dobrze, że moje zachwyty z początku roku w ramach drugiej części cyklu młodej muzyki nie były bezpodstawne, a zespół swoim debiutanckim albumem dostarcza wszystko, czego sobie życzyłem. Kamień z serca!

Samo otwarcie jest już „huge” – Wings jest mocną dawką elektroniki, która jedynie zwiastuje to, co usłyszymy dalej. Poza Attention, świetnym bangerem jest transowe Fallin, w którego pulsie (ale też chwytliwym refrenie) przepada się od pierwszych uderzeń. A jeżeli już o refrenach mowa, to w kwestii ich przebojowości przoduje porywające The Sound of My Heart. Przy okazji bangerów nie sposób nie wspomnieć też o singlowym Dancing, w którym artyści każą nam wytańczyć „blue feelings away”. I ciężko się temu nakazowi oprzeć. Poza bangerami otrzymujemy jeszcze chwytliwe, nieco spokojniejsze Can We Go Back, zasługujące na bycie kolejnym singlem promującym album (no, może poza Fallin, które jest moim zdecydowanym faworytem na Bloo Feelings), oraz Us i Together – dwie chyba najspokojniejsze muzyczne odsłony duetu, a mimo wszystko wciąż porywające do tańca. Szkoda, że zabrakło tutaj miejsca dla rewelacyjnego Come Closer, które mogłoby zastąpić najsłabsze tutaj Trouble in Paradise. Najsłabsze, ale wciąż niezłe.

A po przejściu przez kolejne piosenki na albumie, warto podkreślić, że każda z nich ma jeden wspólny mianownik – międzynarodowe brzmienie, którego w polskiej muzyce popularnej wciąż jak na lekarstwo. Dlatego też na naszym rodzimym podwórku Bloo Feelings zdaje się brzmieć bardzo świeżo, a czasem nawet „światowo”. Oczywiście, nie zawsze jest idealnie, ale nie musimy oczekiwać od debiutantów od razu perfekcji (choć i takie momenty się tu zdarzają). Doceńmy natomiast za świadomość, za spójność w obranym kierunku i finalny efekt, który jest przynajmniej bardzo dobry.

Jeszcze kiedy Bloo Crane było częścią projektu My Name Is New Kayaxu, przy okazji pierwszych singli pojawiały się uzasadnione skojarzenia z brytyjskim Years&Years. Po albumie Bloo Feelings porównanie wciąż jest aktualne, ale już rozkład sympatii wygląda trochę inaczej. Bo choć Olly i jego muzyczni koledzy są pod wieloma względami ikoniczni w niektórych środowiskach, dla mnie Bloo Crane > Years&Years. I niech to będzie największa rekomendacja z mojej strony. Jeżeli w oczach największych fanów brytyjskiego zespołu zgrzeszyłem, nie żałuję.

Możecie zagłosować na singiel Attention na blogowej liście przebojów!

]]>
https://technikolorowy.pl/bloo-crane-bloo-feelings/feed/ 0
Młoda muzyka, której warto posłuchać #4 https://technikolorowy.pl/mloda-muzyka-4/ https://technikolorowy.pl/mloda-muzyka-4/#respond Wed, 08 Jul 2020 15:21:07 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1705 Czwarta odsłona blogowego cyklu Młoda muzyka poświęcona jest dziesięciu artystkom, zupełnie różnym, ale równie intrygującym. Każda z nich jest wyjątkowa na swój własny sposób. Osiem z nich rozwija się na naszym rodzimym podwórku, dwie pochodzą z Wielkiej Brytanii. Zwróćcie na nie uwagę, bo o niektórych z nich za niedługo może być szczególnie głośno! Feel the #girlpower!

MŁODA MUZYKA #1
MŁODA MUZYKA #2 PL
MŁODA MUZYKA #3

„młoda muzyka” – w rozumieniu tego cyklu: artyści, którzy wciąż są przed wydaniem swojego własnego debiutanckiego albumu.



Holly Humberstone

To dwudziestoletnia artystka z brytyjskiego Grantham, której twórczość inspirują Damien Rice, Lorde, Bon Iver, Phoebe Bridgers czy HAIM. Na chwilę obecną ma na swoim koncie trzy single, koncerty z Lewisem Capaldim oraz występ w ramach VEVO DSCVR at Home. W swojej muzyce niezależność łączy z popem, a w jej najlepszym Falling Asleep at the Wheel usłyszymy nuty z Lay All Your Love On Me Abby. Słucham dotychczasowych dokonań i mam wrażenie, że lada chwila będzie o niej bardzo głośno, dlatego sprawdźcie jej muzykę zanim to będzie modne. Na zachętę dodam, że Holly jest podobno ogromną fanką Władcy Pierścieni.

Zagłosuj na Falling Asleep at the Wheel na blogowej liście przebojów.

malinka

Z Wielkiej Brytanii przenosimy się na polskie podwórko, a właściwie do Białegostoku, skąd – według profilu na SoundCloud – pochodzi moje ostatnie odkrycie owej platformy. Gdy myślałem, że na tym tracącym na popularności serwisie streamingowym nie zaskoczy mnie już nic, nagle usłyszałem malinkę i jej miód – chwytliwy romans z nowoczesnym r&b i soulem. Gdybym miał się pobawić w skojarzenia, powiedziałbym, że w tej piosence odnaleźliby się przede wszystkim Ci, którym w serduchu gra Gaja Hornby Margaret czy ostatnie IDeal od Rosalie. O samym projekcie muzycznym jeszcze niewiele wiadomo, ale bardzo mocno czekam na rozwój sytuacji, bo to, co słyszymy teraz, zwiastuje dużo dobrego!

Zagłosuj na miód na blogowej liście przebojów.

Magda Kluz

Nie tak dawno połowa duetu SEALS (wciąż wracam do znakomitego Latam, które jest moim osobistym faworytem), teraz indywidualność stawiająca pierwsze solowe kroki pod szyldem projektu FONOBO Pitcher. Magda Kluz to wokalistka i autorka tekstów, która w swojej twórczości łączy osobiste teksty oraz gitarowe brzemienia. Ich pierwszym oficjalnym owocem był singiel Rzeka, pełen wakacyjnego ciepła i lekkości, ale też niepowtarzalnej wrażliwości, której nie sposób się oprzeć. Przynajmniej ja nie potrafiłem. Już 23 lipca artystka wyda kolejny singiel Slow and Quiet, który będzie drugim zwiastunem nadchodzącej EP-ki.

Zagłosuj na Rzekę na blogowej liście przebojów.

PAULA ROMA

Nowa muzyczna odsłona Pauliny Romaniuk, ćwierćfinalistki The Voice of Poland, która swój pierwszy singiel jako PAULA ROMA wydała w ramach świetnego My Name Is New Kayaxu, po raz kolejny powracającego przy okazji cyklu Młodej muzyki. Jej Niedopowiedzenia sprawiają, że jest obecnie jedną z najciekawszych artystek projektu, a jej charkaterny, charyzmatyczny wokal świetnie współgra z gitarowym, zadziornym brzmieniem. Po singlu mój apetyt na więcej wzrósł bardzo mocno i jestem szczerze podekscytowany rozwojem sytuacji. Kto wie, może będzie kolejną artystką, której udział w projekcie zakończy się kontraktem płytowym? Tego jej szczerze życzę!

Zagłosuj na Niedopowiedzenia na blogowej liście przebojów.

Marzena Ryt

Zachwyciła mnie w dziesiątej edycji The Voice of Poland wspaniałym występem na blindach, a jej wykonanie Nothing Breaks Like a Heart z repertuaru Miley Cyrus i Marka Ronsona to jeden z najciekawszych występów pośród wszystkich edycji polskiej wersji programu. Długo nie musieliśmy czekać, a Marzena Ryt zaprezentowała debiutancki singiel Obca cywilizacja wydany pod szyldem Magic Records. Dwa kolejne – Wybornie oraz Cyklicznie, będący efektem współpracy z Marcinem Wyrostkiem – podkreśliły muzyczny styl artystki. Bardzo lubię tę delikatność połączoną z przebojowością, ale też teksty, w których Marzena Ryt zdaje się dobrze bawić. I ta barwa!

Zagłosuj na Cyklicznie na blogowej liście przebojów.

Lily Denning

Na chwilę uciekamy z polskiego podwórka i powracamy na momencik do Wielkiej Brytanii, bo tam zachwyca dwudziestoletnia Lily Denning, brzmieniowo balansująca pomiędzy popem oraz elektroniką. Jej debiutancki singiel Armageddon to prawdziwy electropopowy banger, od którego nie sposób się uwolnić. Szkoda, że doczekał się jedynie tanecznego teledysku, bo słuchając tej piosenki widzę w swojej głowie dużo więcej. Drugie Me, Myself & I jedynie potwierdziło, że warto się Lily Denning przyglądać, ale na kolejny banger musieliśmy czekać aż do czerwca tego roku, kiedy to artystka zaprezentowała Spit It Out – każdego szanującego się fana popu ten refren nie powinien pozostawić obojętnym.

Zagłosuj na Spit It Out na blogowej liście przebojów.

Natalia Świerczyńska

Zwolnijmy na chwilę. Szerszej publiczności znana z The Voice of Poland, w zeszłym roku wydała album z interpretacjami piosenek Franka Sinatry, jesienią zaś usłyszymy jej pierwszy autorski album, będący efektem kontraktu z wytwórnią MTJ. Jego pierwszym zwiastunem jest mocny, poruszający Las – dla autorki bardzo ważny i osobisty, wiążący się bezpośrednio z jej korzeniami, przeżyciami, ale też wojennymi opowieściami jej babci. Atmosfera, poruszający tekst i genialny wokal. Tego też spodziewam się na nadchodzącej płycie: przede wszystkim emocji.

Zagłosuj na Las na blogowej liście przebojów.

Faustyna Maciejczuk

Pochodząca z Białegostoku Faustyna Maciejczuk to druga artystka, która wydała swój singiel w ramach projektu FONOBO Pitcher. Ukończyła II stopień Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w klasie skrzypiec, występowała w musicalach Opery i Filharmonii Podlaskiej, obecnie studiuje muzykologię oraz czaruje swoją autorską muzyką. Jej singiel W mojej głowie to kolorowa, bardzo wakacyjna propozycja, której – idąc za tytułem – nie sposób wyrzucić z głowy. „Znowu myślę o Tobie, tylko jedno w mej głowie” – no właśnie, tylko jedno. Dajcie się porwać!

Zagłosuj na W mojej głowie na blogowej liście przebojów.

Marie

Pisze teksty, śpiewa, gra na gitarze, a w swojej biografii na Facebooku ma napisane, że dwa lata temu ułożyła kostkę przed domem i dostała symboliczną nagrodę od papy. W czerwcu zaprezentowała słuchaczom swoją debiutancką, bardzo słodką Candybar EP, na której znajdziecie Watę, Słony karmel, a nawet Miód. Najlepsza tam jest jednak Chewing Gum, prawdziwa petarda, na pierwszym wydawnictwie Marie najbardziej przebojowa i tekstowo niepokorna. Chyba zasłużyła na kolejną nagrodę, ale może już nie tylko od papy? Sugar pop, którego na polskim podwórku jeszcze nie było.

Zagłosuj na Chewing Gum na blogowej liście przebojów.

Julia Pośnik

Dwudziestoletnia Julia Pośnik ma na swoim koncie cztery opublikowane autorskie utwory, ale dopiero ten ostatni Zakochałam się w nieznajomym odbił się szerokim echem w Internecie, docierając na szczyt listy Polska Viral 50 na Spotify. Nic dziwnego, ciężko nie przepaść w vibie utworu i jego charakterze, w którym pełno jest luzu i swobody. Młoda artystka może się pochwalić jeszcze wydanymi w 2018 roku anglojęzycznymi ID oraz Crush, jak również opublikowanym rok później Wolnym domem, nagranym we współpracy z C’est K. Julia Pośnik idzie w bardzo dobrym kierunku – jest tutaj charyzma i charakter, a jednocześnie chwytliwość i nowoczesność.

Zagłosuj na Zakochałam się w nieznajomym na blogowej liście przebojów.

Czekam w komentarzach na Wasze propozycje do kolejnej części młodej muzyki, bo na mojej liście zapisują się kolejne nazwiska! Także piątej odsłony spodziewajcie się już niebawem!

foto: media społecznościowe artystów (Facebook/Instagram)

]]>
https://technikolorowy.pl/mloda-muzyka-4/feed/ 0
„Always Live for Always” Skott | Cztery lata później https://technikolorowy.pl/skott-alfa/ https://technikolorowy.pl/skott-alfa/#comments Fri, 03 Jul 2020 16:47:59 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1692 Skandynawia dostarczyła nam w ostatnich latach kilka intrygujących nazwisk specjalizujących się w indie popie, niepozbawionym nuty progresywności oraz elektroniki. Spójrzmy chociażby na najpopularniejsze – niepowtarzalną Aurorę, dziewczęcą Sigrid czy zadziorną MØ. Pośród nich na specjalne miejsce zasługuje szwedzka Skott, debiutująca w tym roku albumem Always Live for Always, która – gdyby pobawić się w skojarzenia – mogłaby być genialną muzyczną córką Banks oraz Lorde.

Droga do debiutanckiego albumu była dość długa. Pierwszy singiel artystki pojawił się już w 2016 roku. Kolejne miesiące przynosiły nowe utwory (wtedy właśnie usłyszeliśmy wspaniałe Mermaid, będące chyba najpopularniejszą piosenką artystki) oraz ciekawe współprace z innymi artystami (chociażby z Greyem czy Petit Biscuit). W 2018 otrzymaliśmy jej pierwsze krótkie wydawnictwo Stay Off My Mind EP, na którym usłyszeliśmy genialne, taneczne In the Mood czy zadziorne, dark popowe Russian Soul. Potem przyszedł czas na zmiany, a artystka próbująca wyswobodzić się od polityki dużej wytwórni, spowalniającej jej prace, zdecydowała się na założenie niezależnego Dollar Menu Label, pod szyldem którego wydała pierwszy singiel zwiastujący jej debiutancki album. Później pojawiły się następne utwory promocyjne, krótkie oczekiwanie i w końcu po kilku latach obserwacji bardzo ciekawej muzycznej ścieżki Skott otrzymujemy Always Live for Always – idealne podsumowanie czteroletniej artystycznej drogi, ale też – po prostu – rewelacyjny album, który zasługuje na uwagę. I o tę uwagę myślę, że warto zawalczyć!

Spoglądając na tracklistę debiutanckiego albumu Szwedki, można mieć wrażenie, że będziemy mieć do czynienia z niespójną, rozstrzeloną brzmieniowo zbiórką. Nic bardziej mylnego, a choć znajdziemy tutaj wydany przed czterema laty mocny pierwszy singiel Porcelain, czy nieco późniejszą Amelię, utwory z początków są odpowiednim uzupełnieniem płyty i jednoczesnym sygnałem dla słuchacza, że nic nie wydarza się tutaj z przypadku. A.L.F.A. jest efektem i zarazem początkiem; podsumowaniem i rozpoczęciem. Punktem, za pomocą którego Skott prezentuje siebie i miejsce, do którego doszła, ale też skutecznie uwodzi, zachęcając do kontynuacji muzycznego romansu z jej twórczością. Uwodzi również mnie – osobę, która po śledzeniu jej dotychczasowej ścieżki powinna być na ten album gotowa. Always Live for Always przerosło moje oczekiwania.

Skott oprócz dotychczasowych singli promujących album, które składają się ostatecznie na większą część debiutu, przygotowała również cztery premierowe kompozycje. Choć na kolejny singiel wybrano wyróżniające się na płycie My Name, intrygujące przede wszystkim wykorzystanymi chórkami, za którymi mogłyby stać zaprzyjaźnione duszyczki artystki, moje serce skradło otwierające album Stay Awake, świetnie rozegrane w refrenach, uderzających w nas niczym wymierzone przez Skott ciosy. Do tej dwójki dołączają bardziej kameralne Benz oraz Burning Incense. Spośród wcześniej publikowanych singli oraz utworów promujących album nie potrafię wybrać najlepszego. Czy to Bloodhound z porywającym w refrenach „doo doo doot doo doot doo doot”, czy zamykające płytę „lanowe” Settle Down, czy chociażby miłosne Kodak & Codeine – wszystkie są wyraziste, na swój sposób wyjątkowe, wpisujące się w styl Szwedki.

Polecam też jej cover Break My Heart, który nagrała dla P3 Session. Dua Lipa smutniej i spokojniej? Bierzcie w ciemno!

Może nie umiem wskazać najlepszego utworu, ale jestem za to (bezdyskusyjnie) przekonany, że debiutancki album Skott jest wspaniały. Właściwie pozbawiony jakichkolwiek słabych momentów. Jeszcze ciekawsze jest natomiast to, że utwory poznane wcześniej, teraz wkomponowane w całość, zyskują zupełnie nowe oblicza, jakby się wzajemnie uzupełniały. Więc nawet ja, osoba śledząca karierę Skott od kilku lat, potrafię się Always Live for Always zachłysnąć. Trwam obecnie w tym stanie i staram się nim delektować. To rewelacyjny debiut, który pozostanie ze mną, jeżeli nie na zawsze, to na pewno na bardzo długą, przeciągającą się niemal w nieskończoność chwilę. Dark indie progresywny pop z elementami elektroniki? Brzmi skomplikowanie, ale ile w nim dobroci!

]]>
https://technikolorowy.pl/skott-alfa/feed/ 1
„Królowa dram” sanah | Kiedyś rum, teraz szampan https://technikolorowy.pl/krolowa-dram-sanah/ https://technikolorowy.pl/krolowa-dram-sanah/#comments Mon, 25 May 2020 16:23:24 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1544 W ubiegłym roku pojawiła się nagle i właściwie po kilku intensywnych miesiącach, dobiła się do grona popowych artystów, którzy znajdują się obecnie na szczycie na polskiej scenie muzycznej. Ciężko uwierzyć, że Królowa dram to jej debiutancki album, bardzo spójny, pełen przebojów i niepowtarzalnego uroku.

Najpierw ta dama piła rum, a teraz od stycznie nieustannie polewa Szampana. Osobiście za nim nie przepadam (bez względu na to, czy myślicie o trunku czy piosence artystki), ale to właśnie od jego premiery, mam wrażenie, że (w przypadku sanah) jeden sukces goni kolejny. Najpierw wielomilionowe przyjęcie jej piosenek, któremu towarzyszyły przede wszystkim zachwyty. Potem bardzo duży sukces radiowy. Do tego trzy nominacje do Fryderyków. Teraz debiut na pierwszym miejscu na liście najlepiej sprzedających się albumów w Polsce. Pisząc o ubiegłorocznej EP-ce artystki ja na imię niewidzialna mam, wspominałem o jakościowym popie, oryginalności, wielkim uroku i charakterności samej sanah. Nie spodziewałem się jednak, że jej popularność wybuchnie aż tak szybko. Niewidzialna stała się widzialną. Teraz mówi, że na drugie ma Królowa dram.

Ten komentarz na YouTubie pod Vertical Video do piosenki Sama to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przeczytacie w kontekście muzyki sanah. Ale byłbym kłamcą, gdybym nie powiedział, że uważam podobnie.

Na debiutanckim albumie sanah najbardziej lubię te nieco bardziej zadziorne momenty. Wtedy mam wrażenie, że ta tytułowa Królowa dram ma faktycznie sens. Na piedestale stoi tutaj przede wszystkim niespodziewana, szczególnie biorąc pod uwagę poprzednie piosenki artystki, trapowa Sama, zdecydowanie najciekawsza na albumie. Niedaleko niej jest poprzedzające ją 2/10 ze świetnie wyprodukowanym, bardzo świeżym refrenem. Piosenka o chłopcu o lisich oczach, o którym sanah wiedziała, że to prostak i cham. „Hola hola stop!” – to jeszcze nie koniec zadziorności. Są też Łezki Me. W zwrotkach ballada, w refrenach bujająca eksplozja łezek. Do tej trójki dorzucę jeszcze To ja a nie inna, w którym sanah brzmi trochę jak polska Camilla Cabello (tylko fajniejsza), ale też Siebie zapytasz oraz (pomimo upływu czasu wciąż porywające) Proszę Pana (razem z genialnym wstępem Proszę), które usłyszeliśmy na EP-ce artystki.

Co dalej? Uwielbiam refren tytułowego singla, choć szczerze po Królowej dram spodziewałem się nieco więcej… dramy. Trochę nijako na tle całości wypada piosenka Oto cała ja, choć niepozbawiona fajnego, nowoczesnego brzmienia. Zachwycam się za to melancholią zamkniętej w przecudownie smutnej Melodii, ale też w zamykającym wersję podstawową albumu utworze Piękno tej niechcianej. Próbuję się ciągle przekonać do Szampana i powoli misja ta zaczyna przynosić sukcesy, ale ten wielki szał na niego jakoś zupełnie mnie ominął. Nieprzeciętna radiówka, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że na Królowej Dram wielki Szampan jest tym najsłabszym. Więc jeżeli ktoś wylewał namiętnie trunek razem z sanah, na jej debiutanckim albumie znajdzie już w ogóle same porywające dobroci.

Na wersji rozszerzonej usłyszymy dodatkowo wszystkie wcześniejsze piosenki sanah, które nie zmieściły się na wersji podstawowej. A tam chociażby wspaniałe Koronki czy poruszające Idź.

Królowa Dram to album napakowany przebojami, które najprawdopodobniej w najbliższym czasie będą wojować na polskich listach przebojów, a sanah nie przestanie odhaczać ani przez moment kolejnych sukcesów. Nic dziwnego, że Polacy ją pokochali. Tak jak na debiutanckiej EP-ce, na pierwszym albumie artystki nie brakuje autentyczności. Wszystkie jej łezki zamknięte na płycie zdają się szczere. Nie brakuje też świeżości oraz jakości. I są jeszcze teksty, łączące poetyckość i nowoczesność. To chyba one kradną na tym albumie najbardziej nasze serducha. Moje bije nieco mocniej do EP-ki, ale debiutancki album depcze jej po piętach.

]]>
https://technikolorowy.pl/krolowa-dram-sanah/feed/ 1
10 najlepszych piosenek Eurowizji 2020 https://technikolorowy.pl/eurowizja-2020-najlepsze-piosenki/ https://technikolorowy.pl/eurowizja-2020-najlepsze-piosenki/#respond Tue, 12 May 2020 16:13:47 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1506 Kiedy wszyscy mówią, że nie oglądają Eurowizji, bo to kicz i mnóstwo słabej muzyki, ta cieszy się niemalejącą popularnością, z roku na rok zmieniając swoje oblicze. Tandeta ustępuje coraz częściej miejsca dobrze wyprodukowanym utworom. Nie brakuje też miejsca na oryginalność. Tegoroczne wydarzenie miało odbyć się w holenderskim Rotterdamie. Niestety, jak wiele innych wielkich widowisk, zostało odwołane. Jakie muzyczne dobroci mieliśmy tam usłyszeć?

Litwy i Bułgarii w tym zestawieniu nie będzie. The Roop jest wspaniałe na żywo, w wersji studyjnej nie aż tak porywające. Victoria? Będę jednym z tych, którzy kręcą nosem, bo za dużo Billie Eilish, ale na bank byłaby w czołówce.

10. Ben Dolic – Violent Thing (feat. B-OK)
Niemcy

Reprezentanci Niemiec ostatnimi czasy nie mieli jakiegoś wielkiego szczęścia na Eurowizji, od 2013 roku regularnie zajmując miejsca w drugiej połowie stawki, a nawet dwukrotnie na szarym finałowym końcu (z wyjątkiem 2018 roku, kiedy to Niemcy uplasowali się na czwartym miejscu). Tegoroczna propozycja do chwytliwa piosenka spod znaku tanecznego electropopu, która może nieszczególnie zachwyca oryginalnością, ale przykuwa na pewno uwagę ciekawą barwą wokalisty. Za produkcję odpowiada B-OK, który zajmował się bułgarskim Beautiful Mess Kristiana Kostova czy ubiegłorocznym Chameleonod Micheli z Malty.

9. Daði & Gagnamagnið – Think About Things
Islandia

Islandia w ubiegłym roku zachwyciła porażającym występem zespołu Hatari, którzy z utworem Hatrið mun sigra zajęli zasłużone miejsce w pierwszej dziesiątce konkursu. W tym roku kraj reprezentować mieli Daði & Gagnamagnið, którzy wraz ze swoim utworem Think About Things stawiani byli pośród faworytów do zwycięstwa. I o ile w przypadku Niemiec nie można było mówić o oryginalności, o tyle w tym przypadku zdecydowanie jej nie brakuje. Nietuzinkowa piosenka, ale też wizerunek, który zdecydowanie wyróżniałby się na eurowizyjnej scenie.

Zagłosuj na Think About Things na blogowej liście przebojów!

8. Destiny – All Of My Love
Malta

Destiny nie jest debiutantką na eurowizyjnych scenach, ponieważ w 2015 roku wygrała Eurowizję Junior z utworem Not My Soul, zapisując się w pamięci fanów Konkursu. Na dorosłej Eurowizji miała reprezentować Maltę z pozytywną piosenką All Of My Love, której vibe zupełnie mnie pochłonął. Co ciekawe, utwór pierwotnie był proponowany Poli Genovej, która reprezentowała Bułgarię w 2016, zajmując ostatecznie czwarte miejsce z utworem If Love Was a Crime.

7. Alicja – Empires
Polska

Od czasu, kiedy Alicja Szemplińska została wybrana na reprezentantkę Polski, naczytałem się tyle negatywnych opinii na temat Empires, że w pewnym momencie miałem wrażenie, że tylko ja jestem zachwycony tym utworem. To potężna ballada, muzycznie odpowiednio budowana, co słychać bardzo dobrze szczególnie w wersji na żywo, świetnie zaśpiewana, zobrazowana dodającym emocji teledyskiem. Odkąd interesuję się Eurowizją, mam w zasadzie tak pierwszy raz, że namiętnie słucham piosenki polskiego reprezentanta. Pierwszy raz byłem też tak podekscytowany występem. Wystarczyło połączyć koncept z teledysku, emocje z występu w Szansie na sukces i kapitalny wokal z Ramówki TVP. Nie mówię, że byśmy wygrali, ale na pewno moglibyśmy niejednego widza poważnie zachwycić.

Marzę, żeby Alicja pojawiła się w barwach polski za rok, a jeszcze jakby to była piosenka w stylu coveru Jorji Smith, które zamieściła na swoim Instagramie, byłbym nie w siódmym niebie, a siedemdziesiątym.

6. Gjon’s Tears – Répondez-moi
Szwajcaria

Jeden z faworytów do zwycięstwa na Eurowizji, pojawiający się nieustannie w czołówce internetowych plebiscytów. Po dziesięciu latach, ze Szwajcarii na Eurowizję miała jechać piosenka w języku francuskim. I co ciekawe, niezwykle mnie ta piosenka porusza. Nawet wówczas, gdy jeszcze nie miałem pojęcia, co kryje w sobie obcojęzyczny tekst Gjon’s Tears. Rewelacyjnie zaśpiewana (półfinalista The Voice France), kameralna ballada, która chwyciła za serca miliony fanów Konkursu na całym świecie. Nie zdziwiłbym, gdyby to właśnie Répondez-moi zwyciężyło w Rotterdamie.

5. Go_A – Solovey
Ukraina

W ubiegłym roku Polska postawiła na uwspółcześniony folk, wybierając na krajowego reprezentanta zespół Tulia z utworem Pali się (Fire of Love). Wciąż uważam, że pomimo braku awansu do finału, był to jeden ciekawszych polskich występów na Eurowizji. Jednak to Go_A, zespół wybrany na reprezentanta Ukrainy, pokazuje, jak naprawdę uwspółcześnić muzykę folkową, by miała ona swój charakter, ale też współczesny vibe, od którego nie sposób się uwolnić. Solovey to nowoczesna elektroniczno-folkowa hybryda i (bezsprzecznie) najoryginalniejsza piosenka w tegorocznej stawce. Nóżka chodzi do tego ukraińskiego „słowika”!

4. Athena Manoukian – Chains On You
Armenia

Każda ostatnia edycja Eurowizji miała swoje bangery. Dwa lata temu było ogniste Fuego, w zeszłym roku trochę niedoceniony Replay. W tym roku miało być Chains On You od Atheny Manoukian. To zdecydowanie mój największy grower. Początkowo otrzymaliśmy lichą produkcyjnie, niezwykle irytującą piosenkę, z chaotycznym występem live. Revamp sprawił, że Chains On You zaczęło nie tylko brzmieć jak milion dolarów, ale też wyglądać za sprawą teledysku, jakiego Athena na pewno nie powinna się wstydzić na arenie międzynarodowej. Od tego czasu faktycznie wierzę jej, gdy śpiewa „diamonds shining on me”. Mam wrażenie, że taka piosenka na Eurowizji się jeszcze nie zdarzyła.

3. Diodato – Fai Rumore
Włochy

Ach, Włochy w ubiegłym roku totalnie skradły moje serduszko, a Mahmood ze swoim Soldi jest jedną z moich ulubionych eurowizyjnych piosenek ever (pojawiła się też pośród najlepszych piosenek 2019 roku). Tym razem ponownie nie zabrakło dla nich miejsca w mojej czołówce, a choć Fai Rumore nie jest drugim Soldi, to potężna ballada, której refren przyprawia mnie o najszczersze ciarki. Mam wrażenie, że Diodato mógłby narobić tyle hałasu, że skończyłby w pierwszej piątce, o ile nie na eurowizyjnym szczycie.

2. Roxen – Alcohol You
Rumunia

Rumunia była w tym roku w świetnej sytuacji. Do reprezentowania swojego kraju wybrali debiutującą Roxen, która w eliminacjach wykonała pięć piosenek. I którakolwiek z nich nie byłaby ostatecznym zwycięzcą, mam wrażenie, że Rumunia mogłaby liczyć na mniejszy lub większy eurowizyjny sukces. Choć kibicowałem bangerowi Cherry Red, po przeciętnym występie na żywo (Ci panowie skaczący, jakieś sztuki walki, ten brak synchronizacji, jakby show robione w 2 minuty, why?) cieszę się ze zwycięstwa Alcohol You. Choć mam wrażenie, że w tym roku mamy sporo ballad, ta od Roxen odznacza się przede wszystkim tym, że jest bardzo nowoczesną balladą, nieśmiało czerpiącą z elektroniki. Piękność!

Zagłosuj na Alcohol You na blogowej liście przebojów!

1. Ulrikke – Attention
Norwegia

Norwegia była jednym z pierwszym państw, które wybrały swoją reprezentantkę na Eurowizję 2020. Odkąd usłyszałem Ulrikke i jej balladę Attention, nieustannie czekałem na to, aż któryś kraj będzie w stanie mnie bardziej zachwycić. I choć niektórzy starali się bardzo, ostatecznie nikomu się to nie udało. Wiem, że to klasyczna popowa ballada o miłości. Za to świetnie napisana, konsekwentnie budowana, bezbłędna. Jest w niej też coś niesłychanie magnetyzującego, co sprawia, że o Attention nie potrafię zapomnieć. A występ na żywo, ze świetnym wokalem, jedynie potęguje to wielkie wrażenie. Norway, douez points!

Co ciekawe, na drugim miejscu w preselekcjach norweskich uplasowała się Kristin Husøy z utworem Pray For Me i gdyby to ona zwyciężyła, Norwegii również by tutaj nie zabrakło.

]]>
https://technikolorowy.pl/eurowizja-2020-najlepsze-piosenki/feed/ 0
„Dream Awake” Black Atlass | Marzenie na jawie https://technikolorowy.pl/dream-awake-black-atlass/ https://technikolorowy.pl/dream-awake-black-atlass/#respond Fri, 10 Apr 2020 17:15:21 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1375 Marzec przyniósł nowy album The Weeknd, kwiecień zaś trzecią płytę Black Atlass, którego ciężko nie zestawiać z gigantem na scenie r&b. Brzmienie, wokal, klimat – wiele podobieństw. Zresztą przy okazji premiery wcześniejszego Pain & Pleasure od Black Atlass, twierdziłem, że ten jest znacznie ciekawszy od swojego popularniejszego kolegi z branży. Czy album Dream Awake potwierdza tę tendencję?

The Weeknd zaliczył w tym roku bardzo dobry album – mający słabe momenty, którym brakuje brzmieniowej wyrazistości, ale jednocześnie pełen ciekawych dźwięków, nie mówiąc już o tych z nutą nostalgii za syntezatorami z lat 80. Te zresztą podobają mi się na After Hours najbardziej. Black Atlass dotychczas zwyciężał dla mnie z The Weeknd atmosferą swoich wydawnictw, które w dodatku były spójne i pozbawione momentów silenia się na komercyjny sukces. Z drugiej strony, dostrzegłem z czasem brzmieniowe zamknięcie, którego na Dream Awake od początku bardzo się obawiałem. Bo o ile wcześniejszy album był nieco inny od debiutu, tak single zapowiadające nową płytę Black Atlass nie wskazywały na to, że miałaby się zadziać tutaj jakaś rewolucja. Tej też nie ma, co w sumie w ogóle nie ujmuje nowemu albumowi Kanadyjczyka. Choć nieśmiało (i niechętnie) przyznam, że pod koniec Dream Awake zaczyna się nieco dłużyć.

Lubię bardzo teledysk do Lie To Me!

Całość brzmi naprawdę dobrze. Powtórzę, bez rewolucji, być może bez większej rewelacji, ale na poziomie, do którego Black Atlass zdążył nas przyzwyczaić. Co najważniejsze, udaje mu się na swoim trzecim albumie zbudować atmosferę, którą konsekwentnie utrzymuje do samego końca albumu. W zasadzie nie doświadczamy ani jednej nutki fałszu. Oczywiście są tutaj piosenki, które znacznie wybijają się ponad przeciętną. Wśród nich przoduje (już wspaniale zatytułowane) Sin City, które może pochwalić się bardzo intensywnym podkładem, od którego nie można się oderwać. Bardzo lubię też Do For Love, piosenkę promującą album, w refrenie której mój mózg rejestruje non stop As Long As You Love Me z repertuaru… Justina Biebera. Nieprzeciętnie brzmi następne Night After Night, ale też Show Me jakby ukradzione z soundtracku do 50 twarzy Greya, czy kolejne On Your Mind, w którym na moment Black Atlass delikatnie brzmieniowo oddala się od pozostałych utworów, pozostając jednocześnie w spójności. Szczerze nie przepadam za By My Side, duetem z Sonią, i ubolewam nad wyborem piosenki na singiel. Ale trochę rozumiem – to też najlżejszy utwór na Dream Awake.

Spośród dotychczasowych wydawnictw Black Atlass, do Dream Awake podchodzę zdecydowanie najchłodniej. A to dlatego, że moje doświadczenia z muzyką artysty pokazały, że jego płytami łatwo udawało mi się zachłysnąć, by też później szybko je porzucić. To spotkało zarówno debiutancki Haunted Paradise, jak i Pain & Pleasure, choć ten drugi od czasu do czasu wraca za sprawą tytułowego singla lub utworu Kinda Like It. Zastanawiam się zatem, ile piosenek z Dream Awake faktycznie ze mną zostanie na dłużej? Czas pokaże. A wracając jeszcze do pytania postawionego na początku… Nowy album Black Atlass potwierdza, że jest on artystą intrygującym i wartym śledzenia, ale tegoroczną potyczkę na płyty zdecydowanie wygrywa The Weeknd. Na Dream Awake jest dobrze, ale momentami trochę już nudnawo. Choć nie brakuje rewelacyjnych piosenek, nie ma nawet małego kroku naprzód.

]]>
https://technikolorowy.pl/dream-awake-black-atlass/feed/ 0
„Future Nostalgia” Dua Lipa | W rytmie disco https://technikolorowy.pl/future-nostalgia-dua-lipa/ https://technikolorowy.pl/future-nostalgia-dua-lipa/#respond Tue, 31 Mar 2020 16:45:43 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=1301 Od kiedy Dua Lipa pojawiła się na popowej scenie muzycznej, w jej karierze wydarzyło się sporo. Wydała ciepło przyjęty debiut, zaliczyła trzy duże przeboje, a potem podjęła się współprac, które miały bezpośredni wpływ na to, co zaprezentowała na płycie numer dwa. Krytycy są praktycznie jednogłośni – Future Nostalgia to czołowy kandydat do tytułu popowego albumu roku.

Mogła nagrać album podobny do tego debiutanckiego, zaliczyć następne przeboje na miarę New Rules, którego swego czasu słuchał cały świat, i święcić kolejne sukcesy. Wybrała zwrot ku disco, który okazał się kluczem do sukcesu. Tak, w ogóle nie zamierzam wychylać się z zachwytów. Future Nostalgia to jakieś trzydzieści lat muzyki disco zamknięte na jednym, bardzo spójnym albumie, z którego wylewają się taneczne przeboje, budzące najróżniejsze skojarzenia. Nie spodziewajcie jednak podstarzałych dźwięków – w końcu nostalgia artystki jest jak najbardziej future, a choć Dua Lipa czerpie całymi garściami z przeszłości, jest nowoczesna i niezwykle pewna siebie. Zapomnijcie o koncertowych nagraniach z niefortunnymi tańcami artystki.

Występem na MTV European Music Awards zamknęła wszystkim usta. Mi też.

Wszystko zaczęło się od znakomitego Don’t Start Now, które zdominowało końcówkę ubiegłego roku, wdrapując się na szóste miejsce najlepszych piosenek 2019 roku. Dua Lipa w nową muzyczną erę wjechała z impetem, pokazując pazur, seksapil, ale też przebojowość, którą – oprócz disco – wybrałbym na cechę charakterystyczną jej nowego albumu. Złudzeń nie pozostawiły też kolejne tytułowe Future Nostalgia, kapitalne Physical oraz wypuszczone dzień przed premierą płyty Break My Heart. Przebój za przebojem, niepoprawny taniec za niepoprawnym tańcem, a wciąż pełen muzyczny koloryt. Bo choć Dua Lipa nieustannie kręci się tutaj wokół dyskotekowej srebrnej kuli, retro czterokołowych wrotek i disco, muzycznie dzieje się wbrew pozorom naprawdę dużo.

Dua Lipa zawsze miała szczęście do dobrych teledysków. Uwielbiam Blow Your Mind, które wygląda niczym kampania reklamowa jakiejś drogiej marki ubraniowej, zachwycam się za każdym razem New Rules, które niesamowicie portretuje #girlpower, ale też IDGAF – za stylistykę i walkę dwóch kobiet zamkniętych w jednej. Ale to co się wydarzyło przy okazji clipów do Physical i Break My Heart przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Przepych, realizacja, montaż i ona – wszystko wspaniałe!

Future Nostalgia, czyli pobawmy się trochę w skojarzenia. Kiedy w znakomitym, najbardziej retro Love Again Dua Lipa śpiewa „touch me”, aż chce się krzyknąć jak Samantha Fox „touch me, I want to feel your body”. W niebezpiecznie tanecznym Hallucinate słyszę znowu Kylie Minogue, choć moim pierwszym skojarzeniem była Edyta Górniak i jej międzynarodowe Impossible. Tak patriotycznie. Na mojego ulubieńca szybko wyrosło jednak Pretty Please, w którym gitara basowa pięknie łączy się z syntezatorami. A ten refren, z intensywnym bitem i zmysłowym głosem artystki, jest bezbłędny. Hitem dyskotek w latach 80. mogłoby być porywające do tańca Levitating, zaś Good In Bed królowałoby w rozgłośniach radiowych na początku tego wieku. Bąbelek pękający w refrenie jest przecudowny. Podobnie w czasie do Good In Bed umiejscowiłbym też Cool, którego nie powstydziłaby się Charli XCX, która w końcu chciałaby „back to 1999”. Zakończenie Future Nostalgii to ballada, w której Dua Lipa wymownie śpiewa, że „boys will be boys, but girls will be women”. Bo generalnie na tym albumie są chłopcy, miłostki, złamane serduszka, ale też dużo silnej kobiecości.

Czy Future Nostalgia ma słabe momenty? Na upartego powiedziałbym, że byłoby to Cool, w które Dua Lipa mam wrażenie włożyła najwidoczniej za mało nostalgii. Czy cokolwiek to zmienia? Nie. Future Nostalgia jest w popowym światku muzycznym zupełnie wyjątkowa. Chce się jej słuchać, chce się do niej wracać, chce się przy niej tańczyć. I do tego doskonale brzmi. Na miejscu Lady Gagi miałbym pewne obawy, czy aby jej nowy taneczny album zaskarbi sobie aż taką uwagę, szczególnie, że Stupid Love brzmi jak fajny, choć nieco odgrzewany kotlet rodem z Born This Way.

]]>
https://technikolorowy.pl/future-nostalgia-dua-lipa/feed/ 0
„ja na imię niewidzialna mam EP” sanah | Ta dama pije rum https://technikolorowy.pl/ja-na-imie-niewidzialna-mam-ep-sanah-ta-dama-pije-rum/ https://technikolorowy.pl/ja-na-imie-niewidzialna-mam-ep-sanah-ta-dama-pije-rum/#comments Sun, 27 Oct 2019 13:54:25 +0000 https://technikolorowy.pl/?p=760 W prawie każdym artykule internetowym, poświęconym Zuzannie Jurczak, tworzącej pod pseudonimem sanah, pojawia się podobne stwierdzenie: „pojawiła się nagle”. Październik przyniósł jej debiutancką EP-kę ja na imię niewidzialna mam, która bez wątpienia sprawi (a może już sprawiła?), że sanah na polskiej scenie będzie bardzo widzialna. To zwiastun jej debiutanckiej płyty, której możemy się spodziewać już wiosną przyszłego roku.

W jednym z wywiadów powiedziała, że w przyszłości chciałaby nagrać coś z Dawidem Podsiadło oraz Anią Dąbrowską. Nazwiska tych dwóch gigantów na polskiej scenie muzycznej są bardzo pomocne w próbie scharakteryzowania twórczości sanah, muzycznie obracającej się w całkiem podobnych rewirach. Na ja na imię niewidzialna mam artystka prezentuje bezsprzecznie bardzo jakościowy pop, z domieszką alternatywnego brzmienia, trafiający zarówno do szerokiej publiczności, jak i w gusta najbardziej wymagających wrażliwców. Pop, którego na polskiej scenie niby jest coraz więcej, ale wciąż jakby za mało. Dlatego też w nadchodzącym debiutanckim albumie sanah pokładam wielkie nadzieje.

Mam na tej EP-ce trzech faworytów. Największym są premierowe Koronki, zdecydowanie najświeższe zarówno pod względem brzmienia (ach ten niespodziewany taneczny bit w refrenie!), jak i tekstowym (nie każdy z prostych słów potrafi ułożyć bezpretensjonalne wersy i ciekawe gry słowne). Lubię te urywane słowa, dodające utworowi zadziornego charakteru. Świetnie słucha się promującego wydawnictwo Proszę pana, cieszącego się coraz większą popularnością. Wyrzucenie tego refrenu z pamięci jest niemal niemożliwe, strzeżcie się! Faworyt numer dwa. Trzecim faworytem jest ballada Idź, w której brzmieniowo słyszę coś ze wczesnych dokonań Sarsy. Bez porównań, jedynie pierwsze skojarzenie. To chyba najbardziej emocjonalny moment tej EP-ki i takich muzycznych chwil życzyłbym sobie od sanah jeszcze więcej. Nie dziwi w ogóle, że urokowi otwierającej EP-kę Cząstki uległ Dawid Podsiadło, wykonując ją na swoim Wielkomiejski Tour. Podobnie zresztą jak duża (jak na razie największa) popularność piosenki Siebie zapytasz („robię się jakaś spięta, śnięta, szurnięta / trochę inna niż dziewczęta” – mój ulubiony fragment!). Osobiście lubię na tej EP-ce kiecki, typów, sukieneczki, łezki. Łezki szczególnie. Ależ to wszystko jest autentyczne!

Słucham ja na imię niewidzialna mam i wyczuwam sukces.

]]>
https://technikolorowy.pl/ja-na-imie-niewidzialna-mam-ep-sanah-ta-dama-pije-rum/feed/ 1